Lód, wiatraki i te sprawy…

Obserwuje od czasu do czasu, przede wszystkim dla zabawy, ale także i dla skontrolowania, czy aby nadal jestem we właściwym miejscu we wszechświecie, pasjonującą momentami wymianę poglądów tych inteligentnych trochę inaczej, to nie znaczy że nieszczęśliwych. Sa jak najbardziej szczęśliwi, bo zdecydowana cześć z nich posiadła jaką taką zdolność obsługi tak zwanych mediów społecznościowych i co konieczne, także zdolność składnia liter na komputerze w zdania, mniej lub bardziej złożone. To dobrze, bo to warunek konieczny całej zabawy.

I oto moje nowe odkrycia, to znaczy nie tyle moje co ichnie, które kto wie, czy nie przewartościują jednak moich wyobrażeń o zjawiskach i procesach otaczających mnie każdego dnia. Naprawdę. Rzeczy proste są czasami najtrudniejsze do zrozumienia.

Odkrycie numer jeden: woda jest z lodu (a nie odwrotnie), co zdaje się pierwszy odkrył pan Mateusz (tak, ten), acz akurat tego nie jestem do końca pewien, bo być może ktoś go chce wkręcić, a ja nie wyczułem spisku. W każdym razie teoria chwyciła, szuria kupiła to w ciemno, bo niby dlaczego mieliby nie kupić? Od takiego dostawcy jak pan MM kupuje się wszystko, bo oferuje towar najwyższej jakości, o czym chyba nie muszę tu przekonywać.

Odkrycie drugie: wiatraki wcale nie wytwarzają prądu z wiatru, tylko wręcz odwrotnie: z prądu wytwarzają wiatr. Nie wiem kto sformował tę fascynującą teorię (osobiście stawiałbym choćby na pana Suskiego), ale brzmi ona naprawdę dobrze, acz nigdzie nie znalazłem na razie w miarę sensownego wytłumaczenia po co nam ten wiatr.

Liczę że ktoś mi to prędzej czy później wyjaśni.

PS. Przy tej okazji przypominam coś, o czym być może wszyscy już zapomnieliśmy, że jakiś czas temu uruchomiono w Polsce pierwsze wiatraki na węgiel. Szuria była wtedy w euforii.

skomentuj